3/19/12

Zwycięskie prace

19 marca podczas spotkania w Sokołowskim Domu Harcerza rozstrzygnęliśmy konkurs na najlepszą pracę dotyczącą historii Żydów z Sokołowa i jego okolic. Oto prace nadesłane na konkurs:

I miejsce - Dominika Częścik

Żydzi  -  mieszkańcy Skibniewa
Zapomniany sztetl


W Skibniewie, który położony jest między Sokołowem Podlaskim a Kosowem Lackim, w gminie Sokołów, przed wojną mieszkało kilkanaście żydowskich rodzin. Na  wsi Żydzi  nie  stanowili  większości, ale  ich obecność   była  widoczna. Informacje dotyczące żydowskiej społeczności, pochodzą od mieszkańców Skibniewa, głównie od pani Ireny Rogozińskiej i pani Eugenii Skorupki.
W pamięci starszych ludzi pozostały imiona, profesje, miejsca zamieszkania dawnych żydowskich sąsiadów. W większości mieszkali oni „na pokomornym”, czyli wynajmowali mieszkania i domy od miejscowej ludności, świadczyli usługi, zajmowali się handlem i rzemiosłem. Jak wyglądał ten zapomniany sztetl, jakie imiona nosili jego mieszkańcy, kim byli? Oto kilka wspomnień o mieszkańcach naszej wsi, tak bardzo zapomnianych, że aż nierzeczywistych.

Dwupokoleniowa rodzina Lejbów trudniła się kowalstwem. Rodzice kowala Lejby  wyemigrowali  przed  wojną do Ameryki, w Skibniewie został ich syn z  żoną i dwójką dzieci.
Oprócz Lejbów w Skibniewie mieszkały też inne rodziny żydowskie. Żyd Jankiel zajmował się ubojem cieląt. Chodził do gospodarstw, tam bił i „rozbierał” zwierzęta, handlował też mięsem. Mieszkał w wynajętym od państwa Klukowskich domu, który do niedawna stał przy ulicy Sokołowskiej, tuż za przystankiem autobusowym.

Pani  Irena  wspomina Libę Waksztein, z  którą  chodziła do szkoły.  Pamięta  ją  jako  piękną,  zdolną  i energiczną  dziewczynę. Ojciec  Liby  miał  cegielnię na krzyżówce Hilarów – Pieńki. Robił tam z wydobywanej na miejscu gliny cegły, wypalał je i sprzedawał. Zatrudniał kilka osób z żydowskiej społeczności Skibniewa.

Szewcem w Skibniewie był Mendel. Dom, w którym mieszkał, stał przed wojną  w  miejscu,  gdzie  obecnie  rośnie  kasztan, na  początku  ulicy  Wiśniowej, po lewej stronie. Na Wiśniowej mieszkał też krawiec Dawid z matką wdową, która trudniła się obnośnym handlem. Można było kupić od niej nici, igły, szpilki, guziki, haftki i zatrzaski.


Przy drodze prowadzącej do Kostek mieszkał Żyd – farbiarz,  a w centrum wsi była piekarnia Fajbusia. Smak pieczywa z tej przedwojennej piekarni pani Irena pamięta do dziś.
Cała męska społeczność skibniewskich Żydów w szabat zbierała się w bożnicy,  domu modlitwy, który mieścił się w części wynajmowanego przez kowala Lejbę ładnego,  drewnianego  budynku, stojącego szczytem do ulicy Leśnej. Dom ten stał na placu pana Aleksandra Wdowińskiego, w  podwórzu znajdowała się kuźnia. Szabat zaczynał się w piątek wieczorem, a kończył w sobotni wieczór. W żydowskich domach  kobiety zapalały dwie świece.

- Przy ulicy Szkolnej, na której mieszkaliśmy – wspomina pani Eugenia – był  sklep spożywczy Erszko Taubmana. Erszko miał cztery córki. Najmłodsza Ela mieszkała z rodzicami i pomagała w sklepie. Trzy starsze były już zamężne. Wszystkie  mieszkały w Skibniewie.  Ich  mężowie  Mendel i Abram byli  szewcami, a mąż Rojzy – rymarzem.

W Skibniewie, na tej samej ulicy (dzisiaj ul. Leśna) były dwie kuźnie – żydowska i polska. Kowal Szlomo Jabłonowicz i Kowal Zalewski mieli swoich klientów, żyli w zgodzie. - Nie pamiętam, żeby dochodziło miedzy nimi do konfliktów.  Obecność  Żydów była dla nas czymś oczywistym. Byli tu zawsze, odkąd pamiętam. Chodziliśmy razem do szkoły – wspomina pani Eugenia. W starych, przedwojennych księgach protokołów naszej szkoły, w szkolnym archiwum, figuruje Abram Szczupak. - Tak,  pamiętam go – mówi  pani Eugenia – ryzykowny  chłopak,  chodził  z naszymi na kawalerkę, na zabawy. Tak było. 

W piątkowy wieczór, kiedy zaczynał się szabat, Erszko  zamykał swój sklep. W oknie jego domu pojawiały się świece, cichła krzątanina, dobiegały końca przygotowania, w których uczestniczyły córki Erszka, piekąc chałki i gotując szabasowe   potrawy.  Przez całą  sobotę,  do  zachodu  słońca  Żydzi  świętowali,  nie wolno im było wykonywać żadnych prac, ale już w sobotni wieczór i w niedzielę  Erszko otwierał swój sklep. Można było zrobić zakupy nawet późnym wieczorem .
Żydowskie  zwyczaje,  tradycja,  religia,  język,  strój  wyraźnie  odróżniały  ich od polskiej społeczności. Ta inność budziła ciekawość, ale i wrogość.

- Zaraz na początku wojny Żydzi  wyjechali ze Skibniewa. Zniknęli. Przenosili się do getta w Sokołowie, w Kosowie. Niektórzy próbowali  się ukryć, ale to nie było łatwe. Ludzie różnie podchodzili do swoich żydowskich sąsiadów. Jeszcze sprzed wojny pamiętam takie zdarzenie – wspomina pani Eugenia. Starszego człowieka,  Żyda,  miejscowi  próbowali  zmusić  do wejścia  na  duży kamień,  który  leżał  przy sklepie w centrum wsi. Kazali mu krzyczeć : „Polska niech żyje, rabin niech zgnije!” Krzyczał : „Niech żyje, niech zgnije!” ,  ale  słowo  „rabin” nie przechodziło mu przez gardło.  Ta  scena zapisała  się w mojej pamięci z towarzyszącym  jej  uczuciem lęku, wstydu i bezradności. Jeszcze dziś trudno mi o tym mówić.

Wydarzenia, które  nastąpiły później, były jak z koszmaru  sennego, nie do uwierzenia. Zrobił się popłoch, bo jak Niemcy spotkali Żyda, to go zabijali. Ludzie mówili, że  na  cmentarzu  ukrywał  się  jakiś  młody  chłopak – Żyd.  Przychodził  po  jedzenie, ale  wszyscy się bali.  Potem  mówili,  że  już go nie ma,  że  Niemcy  go zabili.

Za pomoc Żydom lub ukrywanie ich groziła śmierć.  W czasie okupacji kowala Lejbę z rodziną ukrywał pan Stanisław Żochowski. W 1942 roku we wsi wybuchł wielki pożar. Spaliły się zabudowania, w których znajdowała się kryjówka. Ludzie widzieli, jak ukrywający się  uciekali do pierwszych choinek Lasu Przeździeckiego. W lesie  mieszkali ponad rok. Niektórzy wiedzieli o tym, bo po zapadnięciu zmroku nieletni synowie kowala Lejby przychodzili do zaufanych rodzin prosić o żywność. Nie udało się  im przeżyć wojny.  W 1943 roku zostali  aresztowani  przez  Niemców i przewiezieni do Miedznej. Przewożący ich mieszkaniec Skibniewa proponował Lejbie ucieczkę, ten odmówił, nie chciał uciekać sam.

Jesienią 1940 roku Niemcy utworzyli w Sokołowie getto i wydali rozporządzenie, aby wszyscy Żydzi mieszkający w mieście oraz w okolicznych wsiach przeprowadzili się do dzielnicy żydowskiej. Liczba mieszkańców getta sięgnęła około sześciu tysięcy. Do sokołowskiego getta przeniosła się większa część żydowskiej ludności Skibniewa.

Linią kolejową, biegnącą w pobliżu wsi, latem 1942 roku zaczęły kursować pociągi – transporty do Treblinki. Przewożono  nimi Żydów z całej Europy do obozu zagłady. Pierwszy transport przejechał przez Skibniew i dotarł  do obozu 23 lipca 1942 roku,  przewożąc mieszkańców warszawskiego getta.   22 września 1942  roku  zlikwidowane  zostało  getto w Sokołowie. Miejscem „przesiedlenia” była Treblinka. Składy wagonów towarowych, wiozące sokołowskich „wysiedleńców” również przejeżdżały przez Skibniew. Innej drogi nie było.

Pociągi zwalniały na odcinku Kostki – Skibniew, wtedy wyskakiwali z nich Żydzi. Próby ucieczki często kończyły się tragicznie. Pani Irena mówi, że nigdy     nie poszła oglądać zabitych, których chowano wzdłuż torów, w wykopanych naprędce grobach. Ci, którym udało się uciec, ukrywali się w okolicznych lasach. Zwykle jednak po kilku miesiącach ginęli w obławach policyjnych.
Wojna przyniosła Zagładę. Żydowska społeczność Skibniewa przestała istnieć. Można  o  niej  usłyszeć od najstarszych mieszkańców wioski. Warto ożywić pamięć i dać sobie szansę na spotkanie z prawdą i zrozumieniem. Warto, ponieważ ta historia jest częścią naszej.

II miejsce - Agnieszka Damentko

Nie wiem czy to sen

Zdarzyło się to noc po Zlocie Hufca Sokołów Podlaski, który odbył się 1-2.10.2011 roku. Człowiek często jest pełny przemyśleń, dobrej energii i zmęczenia. Zawsze po takich imprezach wieczorem już w domu myślę o tym, co przeżyłam podczas tych dwóch magicznych harcerskich dni, gdzie problemy dnia codziennego są nie istotne, a służba wypełnia każdą sekundę. Jak zawsze przed snem, już w swoim domu, przyszedł czas na przemyślenia, na wnioski. Myślałam wtedy o Korczaku - naszym patronie, i w myślach modliłam się, bym nigdy przenigdy swych wychowanków nie musiała oglądać w sytuacji w jakiej znalazły się dzieci Korczaka. Rozumiem jego wybór, by być z nimi do końca, bo jak żyć bez nich, wiedząc, że ich już nie ma, że zabrali nam ten kawał naszego serca, odchodząc, a przecież miłość nie rozróżnia narodowości i religii. Pogrążona w tych myślach usnęłam, chyba .
Obudziło mnie szarpanie za ramie i głos – Chodź, chodź, cicho.
Jak każdy zerwany człowiek w trakcie snu, posłusznie szłam zastanawiając się czemu moje murowane schody nagle stały się drewniane. Ten ktoś złapał mnie za ramie i prowadził na zewnątrz. Ulica Kuśnierska. - Niemożliwe - myślę. - Ja mieszkam na ul. Wiejskiej. To około 3 km różnicy.
- Chodź, chodź, chodź i pamiętaj – mówił głos.
- Nigdzie nie idę - krzycząc, wyszarpnęłam się z uścisku.
- Nie krzycz, bo będzie po nas. Spokojnie, chodź, wytłumaczę Ci wszystko - uspakajał mnie nieznajomy.
- Dobrze, ale kim jesteś? - spytałam.
- Dawid Szymiel. Cicho, pokażę Ci coś.
Szliśmy cicho na ulicę Siedlecką w okolice cmentarza, ale cmentarz ten był inny od tego, który znałam. Był ku mojemu zdziwieniu prawosławny. Udaliśmy się, ku mojemu zdziwieniu, do żwirowni, o której istnieniu nie miałam pojęcia. I nagle na usta cisnęło mi się wesołe "Czuwaj!", bo w grupce siedzących w ukryciu ujrzałam harcerzy.
- Cicho - wyszeptał mój towarzysz. - Bo nas zobaczą.
- Kto? - spytałam. - Harcerze? Niech widzą. Chodź, pogadamy - odrzekłam do Dawida.
On tylko groźnie na mnie popatrzył i ściągną za ramię w dół. To co było dalej, było straszne i dziwne. Żołnierze bolszewiccy, tak bolszewiccy, ci z 1920 roku. Chłopcy walczyli dzielnie, lecz nie mieli szans z tak wielką siłą. A te bestie nie miały szacunku nawet do martwych ciał, odcinając im pośmiertnie głowy.
Nie widziałam nic więcej, bo łzy zalały mi oczy i ból bezsilności wlał się do serca. Szłam jak marionetka za moim towarzyszem nie zastanawiając się nawet, co ja robię w 1920 roku.
Gdy doszliśmy do spokojnej uliczki, mój towarzysz powiedział.
- Kiedyś było inaczej, Agnieszko. My, Żydzi, byliśmy kuśnierzami, wielu z nas pomagało powstańcom styczniowym. Nie wiem czemu niespełna 40 lat później nastąpiło to, co widzieliśmy. Ale chodź, chcę Ci pokazać coś jeszcze.
Staliśmy przed sklepem, do którego wejścia bronili rośli mężczyźni.
- O co chodzi? - spytałam. - I co to za rok?
- 4 marca 1937 roku. Działacze Stronnictwa Narodowego od 1934 roku prowadzą akcję antysemicką, a to jest pikieta przed jednym ze sklepów. Takich akcji było wiele, nawoływano do bicia Żydów i niszczenia ich mienia. Przez te działania pobito ciężko 10 osób. Ale to nie wszystko, chodź za mną.
Szliśmy kawałek. Był dzień. Ja, nie będąc rodowitą Sokołowianką, wiem, że targ czwartkowy odbywał się tam gdzie mamy sklep Lux, więc nie zdziwiły mnie rzesze ludzi, stragany, zwierzęta. Mój towarzysz odciągnął mnie od rynku i w tym samym momencie zobaczyłam bombardowanie. Na rynku nie było żołnierzy tylko cywile, zbombardowane zostały ulice Rogowska, Mały Rynek i Piękna.
- Wcześniej zbombardowali szkołę na ulicy Długiej, ale tam byli żołnierze, a tu nie ma żadnego - smutno oznajmił mój towarzysz.
Potem odezwał się tylko raz.
Widziałam jak ludzie w swym okrucieństwie i strachu wydawali innych. Widziałam jak tworzono getto, w którym na początku działo się nieźle, lecz potem przyszedł głód. Jak doszło do likwidacji getta i w jak okrutny sposób przepędzono Żydów do Treblinki. Widziałam ludzi i tych, którzy na to miano nie zasługują: Polaków, Niemców, Ukraińców, Żydów. Okrucieństwo nie miało narodowości.
Poczułam się słabo. Nie wiem czy z powodu przeżyć czy z powodu długiej wędrówki, miałam wrażenie, że tracę przytomność i gdy traciłam resztki zmysłów w mojej głowie usłyszałam: "Proszę Cię, nie zapomnij nigdy. Obiecaj!"
- Nie zapomnę.

III miejsce - Michał Wierzbicki

To nie był zły sen…

Tego dnia dla wielu zaczął się koszmar. Koszmar, który dla bardzo większości z nich zakończył się w komorze gazowej. Ten dzień z pewnością wielu ludzi zapamiętało jako tragiczny, być może najtragiczniejszy w ich życiu. Nie tylko dlatego, że zaczął się nowy rozdział w historii Sokołowa, ale z powodu unoszącej się wręcz tego dnia nienawiści i płaczu płynącego przez powietrze.
24 sierpnia 1942 r. getto w Sokołowie Podlaskim zostało całkowicie zablokowane. Biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia i krążące pogłoski mogło to oznaczać tylko jedno – getto zostanie „oczyszczone”.  We wrześniu do Sokołowa zaczęły przybywać specjalne oddziały pacyfikacyjne. Wraz z nimi przybyła niesławna ukraińska jednostka wojskowa, która już wcześniej zdobyła sobie złą sławę. W powietrzu można było wyczuć zbliżające się wydarzenie. Zbliżające się nieuchronnie, tylko cud mógł uchronić sokołowskich Żydów przed kataklizmem, bo istotnie dla wielu był to kataklizm.  Lecz ten cud się nie zdarzył…
Rankiem, 22 września 1942 r. rozpoczęło się piekło. W getcie zagotowało się od mundurowych.  Samo miasto zostało obstawione przez żandarmów, Ukraińców i SS-manów po to, żeby zapobiegać ewentualnym próbom ucieczek z miasta.  Zapanowała panika. Ustawiono karabiny maszynowe w krytycznych punktach. Patrole złożone z żołnierzy ukraińskich, granatowych policjantów i żydowskich służb pomocniczych przeczesywały getto kamienica po kamienicy, dom po domu przeszukując piwnice i strychy. To były straszne sceny, wielu na pewno zapamiętało je do końca życia. Znalezionych wywlekano całymi rodzinami na ulicę i ustawiano w kolumny marszowe pod silną eskortą. Tych, którzy protestowali bądź stawiali opór zabijano na miejscu strzałem z karabinu maszynowego bądź pistoletu.  Na oczach rodzin mordowano bez litości starców i dzieci. Wśród odgłosów płaczu, nawoływania rodzin i ogólnego zgiełku mieszkańcy getta dotarli na dworzec. Tam, typowo dla hitlerowców, upychano ludzi w zakratowanych wagonach służących do przewozu bydła. Tak Ci ludzie mieli odbyć są ostatnią podróż. Jak zwierzęta upchnięte w klatce i czekające na rzeź.

Ale ludzie Ci nie tracili nadziei, pocieszali siebie nawzajem pokazując okupantowi, że nie boją się śmierci za własną religię. Następnego dnia zaczęto przeszukiwać getto w poszukiwaniu Żydów, którym udało się schronić. Przeczesywano komórki, piwnice i strychy w poszukiwaniu ukrytych ludzi. Zaczęto też wyłapywać tych, którzy schronili się przed hitlerowcami na obrzeżach miasta i w okolicznych wsiach. Małe były szanse na przeżycie, poszukiwania były prowadzone bardzo dokładnie. Po zakończeniu przeszukiwań do porządkowaniu terenu getta wysłano specjalnie do tego przeznaczone grupy Żydów, których po wykonaniu powierzonego im zadania bezlitośnie zabito. Zabito z zimną krwią Żydowską administrację, której obiecano ochronę, resztę wysłano do obozu w Treblince.
Szacuje się, że w Sokołowie Podlaskim 1,5 tys. Żydów rozstrzelano na miejscu, a 5,5 tys. wywieziono do Treblinki, gdzie zginęli w komorach gazowych.
Społeczność Żydowska nie została odbudowana po wojnie. Sokołów już nigdy nie był taki, jak wcześniej.

Wyróżnienie - Sylwia Wierzbicka

Historia Żydów sokołowskich

Bóg powołał ludzi do istnienia, dal nam wolną wolę, abyśmy dokonywali własnych wyborów, lepszych czy gorszych, ale nie takich, przez które będą cierpieli niewinni ludzie. Każdemu człowiekowi należy się szacunek, bez względu na rasę, narodowość , wygląd czy wyznawaną religię. Jednak w  czasie II wojny światowej w narodzie niemieckim zrodziła się postawa niechęci i wrogości wobec narodu żydowskiego. Niemcy dyskryminowali ten naród tylko z powodu innego koloru skóry czy odmiennych rysów twarzy. Naziści uznawali za Żyda osobę, w której rodzinie do trzeciego pokolenia wstecz była przynajmniej jedna osoba pochodzenia żydowskiego. Było to więc kryterium rasowe, a nie religijne lub kulturowe. Dla mnie jest to nie do pojęcia! Jak można krzywdzić drugiego człowieka, bliźniego z powodu różnic zewnętrznych.  
Holokaust już w swym założeniu miał doprowadzić do zakończenia kwestii żydowskiej. I nazistom udało się to. Polityka masowej zagłady pozbawiła życia prawie sześć milionów Żydów. I to się nazywa człowieczeństwo? Kto dał  im prawo do zagazowywania swoich Braci, przerabiania ich na mydło, zamykania w obozach koncentracyjnych? Niemcy od początku okupacji traktowali Żydów jako "podludzi", wykorzystując ich dobra materialne i "siłę roboczą".  Opinia międzynarodowa, nasi sojusznicy, początkowo nieświadomi, z czasem dowiedzieli się co dzieję się z narodem żydowskim. Jednak czy udzielili jakiejkolwiek pomocy, wsparcia? Otóż, nie. 

Prześladowanie Żydów miało również  miejsce na ziemi sokołowskiej. Żydzi do Sokołowa Podlaskiego zaczęli przybywać w XVI wieku. Jedną z przyczyn był fakt, że ówczesnymi właścicielami Sokołowa Podlaskiego byli  Radziwiłłowie i Kiszkowie. Polska była krajem katolickim, a ci byli innowiercami. Przyjmowali oni osadników żydowskich, którzy mieli stanowić przeciwwagę dla wyznawców chrześcijaństwa. Osadnictwo nabrało jednak większego rozmachu na początku XVII w.  W 1650 r. wybudowano w Sokołowie pierwszą, murowaną bożnicę. Ugruntowanie wpływów nastąpiło w XVIII w., kiedy to powstała u nas gmina żydowska. W XIX wieku Żydzi stanowili w Sokołowie większość i z biegiem lat ich liczba stale rosła. Tuż przed wybuchem II wojny światowej Żydzi stanowili blisko 60%  liczy ludności. Żydzi sokołowscy znani byli w okolicy jako doskonali kuśnierze. Zawód ten przechodził z pokolenia na pokolenie.  Sokołowscy Żydzi brali czynny udział w powstaniu styczniowym w 1863 roku. Za pomoc powstańcom byli wielu z nich aresztowano.
Przed wybuchem wojny w Sokołowie Podlaskim mieszkało około 4.000 Żydów. Dnia 7 września 1939 r. zbombardowana został szkoła przy ul. Długiej, w której zakwaterowani byli polscy żołnierze. Kolejne bombardowanie miało miejsce w centrum. W wyniku nalotu wiele osób zostało zabitych, w tym liczni Żydzi, mieszkający przy ulicach: Mały Rynek, Rogowska i Piękna.

Niemcy zajęli Sokołów 11 września, a 27 września 1939 r. do miasta wkroczyła Armia Czerwona (realizacja Paktu Ribbentrop- Mołotow). Regularna likwidowania wyznawców mojżeszowych miał miejsce na początku października 1939 r., gdy teren Sokołowa opuściła Armia Czerwona, a na jej miejsce wkroczyły oddziały niemieckie. Akcja antyżydowska miała doprowadzić do całkowitej zagłady tej narodowości w naszych okolicach. Jesienią 1940 roku w Sokołowie  wydzielono dzielnicę żydowska, gdzie mieli zamieszkać wszyscy Żydzi. Władze nakazały, aby całe rodziny pochodzenia żydowskiego jak najszybciej przeniosły się tam. Początkowo ci ludzie radzili sobie z tą niełatwa sytuacja, ale z czasem było gorzej. Władze nakazały nosić na ramieniu opaskę z gwiazdę Dawida i zabroniono jej zdejmować i opuszczać getta, za co groziła kara śmierci. Getto było małe, ale Żydów kilka tysięcy. Z czasem, w roku 1941, dzielnicę otoczono dodatkowymi zasiekami i murem, aby utrudnić ucieczkę i pomoc. Po pewnym czasie w getcie zapanował głód, nędza, zaczęły szerzyć się choroby. Najbardziej zdesperowani i wycieńczeni Żydzi przemykali nocą na stronę aryjską, by dostać tylko trochę żywności. Niemcy chcąc zaradzić takiej samowolce powołali rodzaj policji żydowskiej. Ci ludzie za polepszone warunki bytowe wskazywali uciekinierów, tym samym skazując ich na cierpienie. Wiosną getto zostało całkowicie odizolowane, zablokowane szlabanami. Przepustki czasowe mógł wydawać tylko dr Herman. Każdy kto chciał opuścić getto był kontrolowany. Epidemia tyfusu, głód i bieda spowodowały śmierć wielu Żydów. Naród ten stanowił  na naszym terenie rodzaj siły roboczej. Władze niemieckie wykorzystywały ich do oczyszczania miasta czy remontownia ulic itp. To Żydzi uregulowali bieg Cetynii i wykonali bulwar, który istnieje po dziś dzień. Za swoją ciężką, fizyczna pracę nie otrzymywali żadnego wynagrodzenia. Traktowano ich jak przedmioty. Naziści nie tylko pozbawiali Żydów życia, ale również ich kultury czy ważnych symboli - palono synagogi, a z macew robiono chodniki.

We wrześniu 1942 roku do Sokołowa wraz z hitlerowcami przybyła ukraińska jednostka wojskowa – własowcy, którzy znani byli z wielu krwawych i brutalnych wystąpień antyżydowskich i antypolskich. Przybyli oni do getta i wspólnie z niemieckimi żandarmami, granatową policją przeczesywali mieszanie po mieszkaniu  w dzielnicy żydowskiej. Znalezionych Żydów, kobiety, dzieci, mężczyzn i starców siłą wywlekali na ulicę, ustawiali w grupkach i pod silną obstawą kazali im maszerować w kierunku ul. Sadowej w pobliżu stacji kolejowej. Czekał tam na nich pociąg. Wywożono ich do Treblinki. Tych, którzy protestowali zabijano na miejscu z zimną krwią. Starców i dzieci pozbawiano życia na oczach i rodzin i bliskich. Tego dnia zginęło około 1000 Żydów. Niemcy i Ukraińcy byli brutalni i bezlitośni. Pozostałych "upchano" do wagonów, gdzie było duszni, nie było czym oddychać i wywieziono do obozu zagłady. W tym samym czasie oddziały Ukraińskie dokładnie sprawdzały getto, czy aby ktoś tam nie pozostał.  Gdy znaleziono kogoś, np. w piwnicy bez litości zabijano. Natomiast kiedy Ukraińcy obawiali się wejść, np. do piwnic sokołowskiej synagogi wrzucali tam granaty. Nikt żywy stamtąd nie wyszedł. Własowcy penetrowali też domy i liczne kryjówki w poszukiwaniu kosztowności. Mimo obietnic policję żydowską i Żydów, którzy pomagali przeszukiwać getto  również później zamordowano. Zlikwidowano  także getto w Sterdyni i Kosowie Lackim.

Niektórym Żydom udało się przeżyć dzięki pomocy mieszkańców Sokołowa. Obecnie na terenie ziemi sokołowskiej nie ma Żydów, przynajmniej nie ma faktów, które by to potwierdzały. Teraz niewiele osób zdaje sobie sprawę, że naród żydowski zamieszkiwał te tereny, a może po prostu nie chce tego wiedzieć, a  przecież Żydzi stanowili 70 procent społeczeństwa i odegrali bardzo ważna rolę. Do dzisiejszych czasów pozostało niewiele pozostałości po kulturze i obecności Żydów na naszych terenach. W skansenie Mariana Pietrzaka znajdują się niepowtarzalny zbiór kamieni (stelli) nagrobnych z sokołowskiego cmentarza żydowskiego, Stella z grobu rabina, zasłona z synagogi, świeczniki. Na miejscu obecnego  skweru im. PCK znajdował się cmentarz żydowski. Dziś znajduje się tam pomnik upamiętniający śmierć wielu Żydów. Natomiast na ul. Magistrackiej położona była synagoga żydowska.  Na miejscu obozu zagłady w Treblince znajduje się cmentarz żydowski i macewy upamiętniająca śmierć Janusza Korczaka i innych wyznawców mojżeszowych. Co roku właśnie w tym miejscu odbywa się spotkanie młodzieży izraelskiej i polskiej. To miejsce, wspólna historia jednoczą, zdawałoby się całkowicie odmienne,  narody. W tym dniu pochylają się nad ogromną zbrodnią i niewinnym cierpieniem swoich Braci.

2 comments:

  1. Congratulations to the winners and all the participants!Kudos!
    Keep the good work, best wishes!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Thank you very much! They (we) did really good work

      Delete